niedziela, 4 września 2016

Od Hiver

Siedziałam nad brzegiem skąpanego w półmroku strumienia, mącąc łapą w zimnej, brunatnej od mułu wodzie. Słońce jeszcze nie wzeszło, a ja czułam się zdecydowanie pewniej, kiedy wokół panowała cisza. Jedynym dźwiękiem był szum wody. Nawet korony drzew nie szeleściły pod naporem wiatru. Podniosłam łeb, lekko zadzierając go ku górze, po czym zdrowym okiem zlustrowałam otoczenie. Wyciszyłam się, czułam, jak rozluźniają się moje mięśnie. Spojrzałam w zmącone odbicie gwiazd na wodzie, po czym znów skierowałam wzrok do góry, na księżyc. Chwilę wpatrywałam się w niego, wstrzymując oddech. Nie wiem, czego się spodziewałam. Że usłyszę głos, który mnie naprowadzi? Że księżyc wybuchnie? Że szare niebo zbije się niczym stare lustro?
Nie wiem. Jednak poczułam niewyobrażalny zawód, kiedy nic się nie stało. Wciąż tkwił tam gdzie zawsze, w towarzystwie tysięcy gwiazd.
Zawyłam cicho, rozpaczliwie, czując złość. Jakim prawem jest taki spokojny, kiedy tutaj, na ziemi, rozgrywa się piekło? Watahy toczą między sobą wojny, ludzie wyłapują wilki do eksperymentów, niszczą lasy i zatruwają rzeki. To nie jest sprawiedliwe. Nigdy nie było.
Po chwili uświadomiłam sobie, że w moją stronę zmierza wilk. Wpatrywał się we mnie ze znudzeniem, tak, jakby już nic go nie interesowało. Posłałam mu pytające spojrzenie, nie straciłam czujności. Nie wyglądał na silnego, lecz jego długie łapy z wyraźnymi zarysami mięśni wskazywały na możliwość szybkiego biegu.
Usiadł obok mnie, wpatrując się w rzekę. Początkowo nie spuszczałam z niego wzroku, lecz już za moment stał mi się obojętny. Pachnął watahą, więc nie powinien stanowić zagrożenia.
Napawałam się słodką ciszą, ciesząc się, że nie muszę odpierać potoku słów. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę, którą w końcu przerwał basior.

<Scavenger?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz