czwartek, 22 września 2016

Convel cd Harda

- Hardusia... - Uśmiechnąłem się sennie. Też dopiero wstałem. - Właśnie miałem iść na polowanie, tylko Snorri mi gdzieś zniknął. - Fuknąłem, rozglądając się dookoła. - Wiesz, nas, polarnych wilków nie widać zbytnio na śniegu. Albo raczej w śniegu... - poprawiłem się, bo właśnie dostrzegłem Snorriego, wygrzebującego się z wielkiej, śnieżnej zaspy.
- Cooonvel... - jęknął Snorrs. - Pomóż mi.
Wywróciłem oczami, liznąłem Hardą po pyszczku i w kilku susach znalazłem się przy Alfie, pomagając mu wygrzebać się ze śniegu.
- Dzięki, Contro. - Snorri przeciągnął się na śniegu. - A teraz chodź. Musimy zapolować.
Gdy oddaliliśmy się znacznie od gawry, podjąłem sprawnie temat polowania.
- Co na cel? - Spytałem.
- Co się trafi - odparł nieco smutno Snorri.
- Nadal myślisz, że nie mamy szans na zdobycz. - To zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie, aniżeli pytanie.
Snorrs pokiwał łbem.
Nagle do moich nozdrzy wdarł się zapach stada jeleni.
- Czujesz? - Podekscytowałem się, przyspieszając do lekkiego truchtu.
- Czuję - potwierdził Snorri, nadal dotrzymując mi kroku. - Jelenie. Dużo ich. Przy potoku. Szybciej.
Przeszliśmy płynnie w bieg. Niedługo później czailiśmy się już w krzakach na największe sztuki. Oblizałem się ze smakiem, ziewnąłem i spiąłem mięśnie, gotując się do skoku.
- Zaczekaj! - Zatrzymał mnie Alfa. Po drugiej stronie potoku, między drzewami, mignęło coś rudego. Od razu wywęszyłem znajomy, niebezpieczny zapach. - To Aleksiej?
- Nie. Przygotuj się. Weźmiemy łowcę z zaskoczenia - warknąłem. Snorri nabrał powietrza do płuc, dławiąc w sobie okrzyk niedowierzania.
Blood Hunter wyłonił się z pomiędzy drzew po drugiej stronie, zwinnie przeskoczył nad wodą w węższym punkcie i za jednym zamachem zabił cztery największe parzystokopytne samce.
- Idiota - mruknąłem pod nosem. - Snorri, atakuj dopiero wtedy, gdyby wziął nade mną górę - poleciłem Alfie. Coś tu się nie zgadzało. Mimo to, wyrwałem do przodu i powaliłem Huntera, przy okazji płosząc jelenie.
- Baranie, spłoszyłeś mi śniadanie! - Wkurzył się rudy wilk pode mną.
- Co tu robisz? - Warknąłem wściekle.
- Poluję - odparł chłodno.
- To nie twoje tereny.
- Odczep się, biały szczurze.
- Zamknij się, Hunter! - Ryknąłem, mocniej przygważdżając go do ziemi. - A tak na logikę, twoja wataha nie zaatakuje bez przywódcy, prawda?
Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Ktoś skoczył na mnie od tyłu i trzepnął łapą po łbie. Chwilę później byłem już daleko od potoku, osłabiony, pod eskortą czterech obcych wilków. Nawet nie próbowałem się im wyrwać. Hunter szedł z przodu, kierował.
* * *
Wrzucili mnie do ciemnej jaskinii, jedyne co pamiętam. Uderzyłem łbem o ziemię i zemdlałem. Teraz leżę na zimnym podłożu, moje futro jest wilgotne. Okropnie tu. I strasznie cuchnie.
- Jestem w niewoli - szepnąłem z niedowierzaniem. - Nie. Nie! Nieee!!!
<Snorri? Uratujecie mnie, prawda? *u*>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz