środa, 11 maja 2016

Od Snorriego cd Calme

Po zostawieniu Bardy pod skrzydłami Aleksieja odszedłem głębiej w las. Aleksiej nie jest głupi, przeciwnie, to inteligentna bestia, nie skrzywdzi młodego.
Pogoda była cudowna, lekki wiaterek uśmierzający gorąc. Zamknąłem oczy i opuściłem łeb w dół. Byłem rozluźniony, bardzo rozluźniony. W sumie mógłbym się położyć spać. Ale postanowiłem tego nie robić, więc po prostu brodziłem nosem w kwiatkach. Ich woń była nawet przyjemna, słodka lub gorzka. Zdecydowanie wolałem te "słodkie" kwiaty. Poza tym, miały ładniejszy wygląd.
Przeszedłem tak kilka kroków, uporczywie szukając kwiatów o słodkim zapachu.
Wkrótce jednak ten słodki, kuszący zapach przerodził się w subtelną, inną woń. Poszedłem jej tropem.
Moje serce załopotało jak ptak bijący skrzydłami o pręty klatki, żeby zaraz potem się uspokoić. Ja znam tą woń. Ten zapach to zapach wilka, jednak nie mój, nie Bardy; na ślepo mógłbym określić, że to j e j zapach.
Zbliżając się powoli dostrzegłem śnieżnobiały, ledwo co majaczący się na tle drzew kształt. Jednym susem znalazłem się przy nim.
Ów kształt okazał się być białą waderą. Nie chciałem jednak bawić się w podchody, żeby potem zginąć w walce, bo wszedłem na jej terytorium. Ale w sumie ona była na m o i m terytorium, na m o j e j łasce.
- Kim jesteś? - zapytałem dość bezpośrednio, jednocześnie dokładnie oglądając ją ze wszystkich stron.
- Jestem wilkiem... - odparła, wydawać by się mogło, zmieszana i zaniepokojona. Cicho parsknąłem śmiechem.
- A jak na ciebie wołają, wilku? - spytałem, zatrzymując się wzrokiem na jej oczach. Kryło się tam przerażenie.
- Calme.
- Calme, calme... spokojna. - przetłumaczyłem to na głos nie zdając sobie z tego sprawy. - Ja jestem Snorri.
Drżała, prawdopodobnie była przestraszona. Bardzo przestraszona.
- Miło mi cię poznać. - odparła krótko, prawie jakby chciała po prostu odklepać swoją grzecznościową formułkę.
- Najpierw Barda, teraz ty... Przynajmniej nie będę tak znudzony i samotny. - odparłem. Znowu, oczywiście, na głos.
Calme wyglądała jak mały, delikatny, przestraszony ptaszek.
- Chodź ze mną... - zachęciłem ją. - Nie bój się. - dodałem po chwili.
Wilczyca bez żadnego sprzeciwu poszła za mną.
Po kilku minutach drogi w milczeniu otarłem się lekko o nią.
- Skąd jesteś? - spytałem. Starałem się mieć jak najłagodniejszy, najcieplejszy głos. Myślę, że mi to nawet wyszło.
Otarłem się jeszcze raz, zostawiając na niej swój charakterystyczny zapach. Nie, nie swój. Zapach watahy, zapach rodziny.
Nie odpowiedziała mi.
- To jak, odpowiesz? - Uśmiechnąłem się lekko.
<Calme?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz