środa, 18 maja 2016

Barda cd Aleksiej

Przyjrzałem się nieznajomemu lisowi.
- A kto jest twoją rodziną? - spytałem.
Aleksiej milczał znowu, po czym odparł:
- Mam partnerkę o imieniu Anastazja.
Zamyśliłem się i usiadłem obok kępki trawy.
- A masz dzieci? - zadałem pytanie jednocześnie obwąchując kępkę rosnącą obok mnie.
Wyobraziłem sobie dzieci Aleksieja i Anastazji; czy też mają imiona na "A"? Czy mają takie same chytre oczy i ten sam błysk w oku?
- Tak, mam dzieci. - odpowiedział, wskakując z gracją na pieniek.
Przyglądałem się mu dalej i wepchnąłem nos w dziurę w ziemi. Wydawało mi się, że przez chwilę mignął mi zapach ziemnej wiewiórki w nozdrzach.
- A jak się nazywają? - znowu zadałem pytanie, siadając na zadzie i wyjmując nos z nory.
- Astra, Artem i Atos. Astra jest najmłodszą i najmniejszą z miotu, baliśmy się, że nie przeżyje pierwszej zimy. Potem jest Atos. Atos jest średni z miotu, ale z pewnością wytrzymały. I leniwy. Artem jest najsilniejszy z całej trójki i ma najlepsze zadatki na uzdolnionego łowcę. To po ojcu! - oznajmił Aleksiej i spojrzał na mnie rozbawiony.
- A ja też mam zadatki na uzdolnionego łowcę?... - Podniosłem na niego wzrok.
- Może. Nie wiem. Trzebaby cię sprawdzić, Świetliku.
- "Świetliku"?
- To taki świecący robaczek żyjący na bagnach. Są naprawdę sympatyczne. Nazwałem cię tak od imienia, nie przyjmij tego za obrazę. - Popatrzył mi w oczy. - Wiesz co? Zabiorę cię ze sobą na polowanie.
Pisnąłem z radości i pomerdałem ogonem. Aleks uśmiechnął się pobłażliwie.
- No to chodź, robaczku.
***
W lesie było dziś mokro. Aleksiej nie szedł przodem, raczej chciał zobaczyć mnie w akcji. Trzymał się za mną niczym leśny duszek.
Wciągnąłem głęboko w płuca zapachy z otaczającego mnie świata. Nigdzie nie było czuć czegoś, co można zjeść.
Wtem przed  moimi oczami na moment pojawił się bury, duży królik. Poruszył zaniepokojony swoimi długimi, szerokimi uszami i dał susa w krzaki.
Puściłem się pędem za nim.
Cały czas przed oczami miałem jego podobny do kulki ogon. Ja zaś leciałem za nim jak mały, niepowstrzymany pocisk.
Po kilku minutach triumfalnie zacisnąłem zęby na jego karku i zmiażdżyłem mu kręgosłup, po czym wróciłem do Aleksieja.
- Bardzo ładna zdobycz. - pochwalił mnie.
Zmieszany wypuściłem królika z zębów.
- Zanieśmy go na terytoria watahy. - polecił i udał się w tamtą stronę. - A, i jeszcze jedno. Czy chcesz u mnie praktykować?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz